poniedziałek, 24 listopada 2014

16.

- Masz szczęście, że ja i Sheila jesteśmy od ciebie niższe i słabsze, bo nieźle byśmy cię pobiły braciszku. - mówi Lydia po zamknięciu drzwi.
- Sheila? - pyta zdziwiony, ale ona wzdycha.
- Diana Sarah Nel Blaise I znana pod imieniem Sheila. - wyjaśnia.
- Czyli jak mam się do ciebie zwracać? - pyta patrząc mi w oczy.
- Sheila. Dopiero przed chwilą poznałam moje prawdziwe imię. - uśmiecham się. Ma spojrzenie, które zdaje się wiercić dziury, spuszczam wzrok, ale w sumie to  jak on śmie patrzeć na mnie w ten sposób?! Podnoszę wzrok i dumnie się w niego wpatruję, po chwili z uśmiechem spuszcza wzrok. Posyłam mu triumfujące spojrzenie, ale on tylko się szerzej uśmiecha.
- A więc... kiedy przyleciałaś?
- Dziś rano. Swoją drogą to okropnie się zachowujecie. - mówię prowokacyjnie bardziej do królewicza niż jego siostry, lecz oboje patrzą zgłupiałym wzrokiem.
- Musiałam tu przylecieć, bo inaczej zginęłabym z głodu, razem z przyjaciółmi. - usiłuję się nie rozpłakać, zaciskam usta w sztucznym uśmiechu.
- Nie rozumiem? - oznajmia Lydia. Wtedy opowiadam im wszystko.
- To okropne. - kręcą głowami.
- Idę pogadać z ojcem. - mówi królewicz.
- Oficjalnie się nie znamy N... Jak na ciebie mówić?
- Nico. Mimo to zachował się okropnie. - chłopak nie daje za wygraną.
- Już przynajmniej wiesz po kim to masz. - uśmiecham się drwiąco, ale on zamiast się obrazić kręci głową ze śmiechem.
- Ja cię śmieszę? - pytam krzyżując ręce na piersi i patrząc mu prowokacyjnie w orzechowe oczy.
- Nawet nie śmiał bym się z ciebie śmiać. Pewnie zabiłabyś mnie samym spojrzeniem. - szczerzy zęby.
- Nico, robisz na niej coraz to gorsze wrażenie. - wzdycha Lydia, widać, że chce ona powiedzieć coś jeszcze, lecz na korytarzu rozlega się straszliwy pisk. Chcę sprawdzić co to, lecz widzę, że Lydia blednie, a jej brat usiłuje nam coś przekazać, gdy parę sekund nic nie robimy, bezceremonialnie łapie nas za ręce i ciągnie w kierunku ściany.
- Co się dzieje? - krzyczę mu do ucha, bo sądząc po przerażonym spojrzeniu Lydii i tak nic by mi nie odpowiedziała.
- Atakują pałac. - odkrzykuje, po czym wpisuje coś do dziwnego urządzenia leżącego na stoliku, a przed nami otwiera się tajemne przejście.
- Lub to tylko ćwiczenia. - wzrusza ramionami. Wbiegamy do korytarzu, którego nie widać końca. Dopiero gdy królewicz zamknie przejście zwalniamy.
- Chyba wypadną mi uszy. - mówię skrzywiona.
- Oj, nie przesadzaj. Lydio, w porządku? - pyta zatroskany brat, dziewczyna nic nie mówi, lecz w milczeniu kiwa głową. Kilka metrów idziemy w ciszy.
- Gdzie tak ogólnie zmierzamy? - pytam.
- Do głównego schronu. - wyjaśnia szeptem Lydia.
- Czyli nikt nie zna tych skrótów? - pytam przerażona, lecz Nico kręci głową.
- Nie powinni. - mówi, kilka sekund usiłuję uspokoić szybko bijące serce. Nagle zza zakrętu wyskakuje dwóch mężczyzn w zbrojach. Myślę, że to obrońcy pałacu i chcę do nich podejść, lecz Nicolas powstrzymuje mnie ręką, a Lydia szepcze:
- Oni nie są po naszej stronie.
I w tym momencie jeden z nich zamachuje się mieczem w moim kierunku.

3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że kolejny rozdział już jest gotowy i niedługo się pojawi ;)
    Zapraszam do mnie wrote-by-book.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie chyba jutro, podziękuj mojej pani od plastyki, że nie dzisiaj...

      Usuń