piątek, 31 października 2014

10.

- Ekhem... - budzi mnie czyjeś chrząkanie, otwieram oczy i widzę Yasmine.
- Nie miałam serca cię budzić, ale musiałam! Kazali mi. - tłumaczy się. Podnoszę się trochę, ale po chwili kładę się z powrotem.
- No dawaj. - Yasmine szturcha mnie łokciem w brzuch i ściąga ze mnie sweter, którym jestem okryta zaczynam krzyczeć żeby mi go oddała i szukam po omacku choć brzegu ubrania, ale Yasmine tylko się śmieje. W końcu kładę się i zamykam oczy próbując złapać choć resztkę snu, lecz Yasmine nadal się śmieje.
- Co tu się dzieje? - pyta Hayden wchodząc do środka, gdy zauważa, że usiłuję zasnąć rzuca się na mnie z piskiem i zaczyna mnie łaskotać. W końcu im ustępuję. Jedyna z porannych czynności, którą mogę wykonać to czesanie włosów, więc natychmiast to robię i wychodzimy na dwór. Jest gorąco i strasznie duszno, pod drzewami siedzą moi przyjaciele.
- O nasza śpiąca królewna wstała. - żartuje Ashlee.
- Tak jakby to w połowie jeszcze śpię. - ziewam jakby chcąc to potwierdzić.
- Chyba potrzebujemy królewicza. Prawdziwego. - uśmiecha się Yasmine.
- To ja wezmę królewnę na spacer rozbudzający. - mówi Drake i zanim ktoś coś powie ciągnie mnie za rękę w stronę otwartego terenu.
- O co chodzi? - pytam, ale on nadal milczy. - Drake? Powiesz mi o co chodzi?
- To może być trochę dziwne...
- Drake, ufam ci i mam nadzieję, że ty też mi ufasz. - kładę mu rękę na ramieniu, a on ją łapie i mocno ściska.
- Właśnie dlatego boję się ci to powiedzieć.
- Nie rozumiem.
- To ja miałem cię zabić. - odsuwam się i próbuję wyrwać rękę, ale on zaciska uchwyt.
- Nie uciekaj. Nie chcę ci zrobić krzywdy. - mówi i przyciąga mnie do siebie. - Kocham cię. Kiedy cię poznałem wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Chciałem to stłumić, ale nie potrafię. Będę cię chronić choćbym miał umrzeć. Przyrzekam. - ostatnie słowa wypowiada szeptem mocno mnie przytulając. Nie mogę się powstrzymać i płaczę, stoimy tak przez chwilę.
- To... Co teraz zrobimy? - podciągam nosem.
- Coś ci pokażę, ale obiecaj, że się nie przestraszysz. - mówi, a ja kiwam głową. Po chwili Drake się ode mnie odsuwa na kilka metrów, zamyka oczy i jego ciało zaczyna świecić na czerwono coraz mocniej i mocniej. Nagle unosi się nad ziemię, a światło jest tak mocne, że muszę odwrócić wzrok. Gdy patrzę znów zamiast Drake'a widzę smoka, który nas porwał, cofam się, ale gdy patrzę w oczy gada rozpoznaję w nim Drake'a. Po chwili chłopak wraca do normalnej postaci.
- To moja tajemnica. - drapie się po karku, jest wyraźnie zakłopotany.
- Czyli ty jesteś... Buntownikiem?
- Nie do końca, buntownicy pragną twojej śmierci, a ja wręcz przeciwnie. - uśmiecha się, przyciąga mnie bliżej i zanim zdążę coś powiedzieć całuje mnie.
- Drake...
- Przepraszam. - uśmiecha się.
- Nie o to chodzi tylko wiesz, nie mogę się w tym wszystkim połapać.
- Nie ma sprawy. - mówi i znów mnie całuje.
- Przed chwilą mnie za to przepraszałeś, a teraz znów...
- Oh wybacz. - uśmiecha się pod nosem.
- Ale ty wcale nie żałujesz tego co zrobiłeś.
- Nie mam czego żałować. - mówi, chcę zakończyć tą rozmowę.
- Może już wrócimy do obozu? - proponuję, a on kiwa głową.

-----------------------------------------------------------------
Co myślicie o Draila? To prezent z okazji 10 rozdziału ;) mam nadzieję, że się spodobał...

poniedziałek, 20 października 2014

9.

Mija tydzień pełen przygotowywań, wiele lekcji jest odwołanych, gdy nadchodzi dzień przewidywanego ataku już o 4 wszyscy są w schronie. Na szczęście są tu łóżka, w których możemy pospać i kilka osób idzie się położyć, reszta jest zbyt zdenerwowana żeby zasnąć. Jedynym tematem jest to co ma się dziś zdarzyć. Każdy ma na ten temat inną opinię.
- Najgorsze jest chyba to, że jeszcze nie odnaleźli zdrajcy. - mówi Adrianne i ciaśniej owija się swoim kocem rozglądając się po pomieszczeniu.
- Spokojnie Adrianne. To chyba Sheila powinna się najbardziej bać. - uśmiecha się Drake. Parę dziewczyn płacze, wszyscy starają się sobie pomagać, ale jednocześnie każdy patrzy na innych oskarżającym spojrzeniem. No tak, nadal jest wśród nas buntownik. Czekamy w strachu dwie godziny, nie wiemy, czy jama, w której jesteśmy na pewno przetrwa atak smoka.
- Przepraszam, gdzie tu jest toaleta? - pyta Drake któregoś z nauczycieli, a ten wskazuje drzwi na prawo od tunelu, którym się tu dostaliśmy, chłopak idzie we wskazanym kierunku i po chwili znika za drzwiami.
- Nie mogę się doczekać kiedy stąd wyjdziemy. - wzdycha Hayden, a wszyscy kiwamy głowami przytakując jej.
- Dlaczego nie możemy wyjść? Ten smok chyba w końcu nie przyleci... - zaczyna Ashlee i wtedy słyszymy hałas w jednym z tuneli, wszyscy patrzą w to samo miejsce z przerażeniem i gdy w jamie pojawia się czerwony smok każdy biegnie w kierunku tunelu. Stoję jak sparaliżowana po chwili zauważam, że Ashlee stoi również, lecz ona robi to z własnej woli, przygląda się potworowi z wyraźnym zainteresowaniem. Zanim się spostrzeżemy smok jest tuż przy nas podnosi łapę jakby chciał mnie uderzyć, lecz waha się przez chwilę i w końcu zamiast mnie walnąć łapie mnie w łapę i dalej nic nie pamiętam.
- Sheila...Sheila...Sheila... - słyszę głos z oddali. - Otwórz oczy...oczy...oczy... - dlaczego ten głos powtarza to kilka razy jakbym nic nie zrozumiała za pierwszym? Otwieram oczy i widzę nad sobą Ashlee.
- No nareszcie! Już się bałam, że zapadłaś w śpiączkę, czy coś. Jeżeli wiesz jak się nazywasz i tym podobne to wszystko w porządku.
- Dlaczego miałabym nie pamiętać? Gdzie my w ogóle jesteśmy? - dopiero teraz dostrzegam, że jesteśmy na pustyni, a tak dokładniej to przy oazie na środku pustyni.
- Smok oprócz ciebie zabrał jeszcze nas i odleciał, nad tym miejscem trochę zniżył lot i zrzucił nas tu, ty uderzyłaś głową w skałę. Podczas lotu tylko ja i Yasmine nie straciłyśmy przytomności.
- To ilu nas jest wszystkich?
- Dziesięć osób. Ja, ty, Yasmine, Hayden, Bruce, Xavier, Dylan, Ben, Arven i Drake. - mówi Ashlee, nie wiem co jej na to odpowiedzieć.
- Co z nimi?
- Trzeba ich obudzić, Drake'a zrzucił kawałek dalej, ale on doszedł tu pieszo,  nie stracił przytomności.
- To chodźmy. - stwierdzam. Podchodzę do Hayden, Ashlee do Bruce'a, Yasmine do Xaviera, a Drake do Arvena i staramy się ich obudzić, potem zostają nam już tylko Dylan i Ben. Tym, którzy nie orientują się co się dzieje opowiadamy wszystko.
- To... Co robimy? - pyta Dylan przerywając kilkusekundową ciszę.
- Możemy spróbować znaleźć jakieś miasto. - proponuje Xavier.
- To bezsensu zanim tam dojdziemy już dawno umrzemy z pragnienia. - wtrąca drwiąco Drake.
- Tutaj też nie przeżyjemy zbyt długo.
- W końcu nas znajdą!
- Prędzej umrzemy!
- Ale nie damy rady nigdzie dotrzeć!
- Przestańcie! - woła Ashlee. - Tutaj przeżyjemy dłużej, więc będą mieli więcej czasu żeby nas znaleźć. Poza tym jeżeli będziemy się przemieszczać utrudnimy zadanie osobom, które będą nas szukać.
- Siedząc tu nic nie zdziałamy. - Dylan próbuje się kłócić.
- Głosujmy. - Ashlee uśmiecha się drwiąco do chłopaka, a wszyscy kiwają głowami zgadzając się na to.
- Kto jest za pozostaniem tu? - pyta Xavier, podnoszę rękę wraz z Hayden, Ashlee, Brucem, Drake'iem i Arvenem. Jest nas szóstka na Yasmine, Xaviera, Dylana i Bena. Wygraliśmy.
- Mimo waszego zdania ja zamierzam wyruszyć, kto chce niech idzie ze mną! - woła Dylan i odchodzi w cień, gdzie siada pod drzewem. Nikt nic nie mówi, lecz po chwili dołącza do niego Ben, wydaje mi się, że Xavier też chciałby do nich dołączyć, lecz zerka co chwilę na Yasmine.
- Co prawda wolałabym odejść, ale to wy jesteście moimi przyjaciółmi, a nie tamici. - macha głową w kierunku chłopaków siedzących pod drzewem. - To od czego zaczynamy? - pyta.
- Mamy tu wodę do picia oraz jedzenia na jakieś... na długi czas, musimy zbudować sobie schronienie i rozpalić ognisko zanim zapadnie zmrok. - mówi Arven i patrzy na słońce, chyli się ono już ku dołowi. Ashlee, ja, Arven i Bruce mamy zebrać owoce, a Drake, Hayden, Yasmine i Xavier zbudować nam tymczasowe schronienie. Hayden uczy nas zaplatać prowizoryczne miski z trawy i zbieramy do nich jak najwięcej owoców oraz jadalnych traw, ziół i tego typu rzeczy. Gdy wracamy jest już zachód słońca, Drake i Xavier usiłują rozpalić ognisko, lecz wyraźnie im to nie idzie. Ashlee z westchnieniem podchodzi do nich, mimo protestów każe im trzymać miski, które niosła i delikatnie sypie iskry z palców. Po chwili mamy już piękne ognisko, które odstraszy dzikie zwierzęta i zapewni nam ciepło, to prawda co pisali w naszym podręczniku, że na pustyniach nocą jest strasznie zimno. Na szczęście Yasmine podczas ataku Aregolda była owinięta dwoma kocami, których z przerażenia nie puściła, więc jakoś się nimi dzielimy i wyznaczamy wart przy ognisku, będziemy czuwać po dwie osoby. Niestety ci co budowali nie mieli zbytnio czasu, więc zrobili tylko cztery szałasy, więc w jednym są dwie osoby, ja trafiam do jednego z Hayden. Zasypiamy od razu jak się położymy, nasza warta zaczyna się o północy, więc musimy postarać się wykorzystać czas na spanie jak najlepiej.



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział :) Możecie spróbować się domyślić kto z osób był buntownikiem. Znacie tego bohatera lub tą bohaterkę bardzo dobrze ;)

sobota, 18 października 2014

8.

Do mojego pokoju wracam około 20, słyszę, że inni się jeszcze bawią, ale głowa mi pęka. Rzucam się na łóżko i zaraz syczę z bólu. Dopiero teraz zauważam małą, skuloną postać wpatrującą się we mnie z drugiego końca pokoju, siadam i patrzę w oczy stworzeniu. To nie jest człowiek, ma długie, spiczaste uczy, które kierują się w dół oraz ciemne, fioletowe skrzydła.
- Kim jesteś? - pytam zaciekawiona, nie boję się. To COŚ wygląda na bardzo bezbronne. Nagle wyciąga w przód rękę z pięcioma długimi palcami połączonymi błonami i znika.
- Przewidziało mi się. - mówię na głos, aby bardziej uwierzyć w swoje słowa, ale wiem, że ta istota była tu naprawdę. W końcu zwalam to wszystko na ból głowy, przebieram się w piżamę i idę spać. Mam bardzo dziwny sen, jest w nim pełno dziwnych stworzeń, które wchodzą do domów, szkół, sklepów, banków, wszędzie gdzie się da. Wtem przylatuje wielki smok, ma czerwone, błyszczące łuski, wszystkie dziwne istoty padają na ziemię, a gdy dotknie ich jakiś człowiek ma ich oczy. Czerwone, zielone lub fioletowe, ale zawsze nienaturalnie duże i błyszczące.
- Sheila! Wstawaj! - te oczy wciągają... - Obudź się! - nie puszczą mnie... - Bo obudzę cię w bardziej brutalny sposób! - grozi mi głos, ale nie dam rady uciec chyba, że... Otwieram oczy przerażona, bo Adrianne właśnie chlusnęła mnie wodą.
- Wszystko w porządku? - pyta jakby nigdy nic.
- Nie? Jest mi zimno, mam mokrą całą pościel, piżamę i... - zauważam, że nie jestem w moim łóżku. - Gdzie jestem? - pytam.
- W szkolnym parku, lunatykowałaś. Wracałyśmy, a ty szłaś tędy, miałaś szeroko otwarte oczy i mamrotałaś coś o dziwnych stworzeniach, smokach i oczach. Prawie byś wpadła do jeziora, byłabyś jeszcze bardziej mokra.
- Ale ja nigdy nie lunatykowałam, miałam taki dziwny sen. - tłumaczę dziwnie przeciągając ostatnie słowo, a Hayden bez słowa przykłada mi rękę do czoła.
- Jesteś rozpalona. Chodźmy do pokoju, wszystko nam wyjaśnisz. - mówi stanowczo i ciągnie mnie w kierunku pokoju. Na miejscu opowiadam im co się stało Ashlee robi coraz większe oczy.
- To nie był zwykły sen, trzeba to opowiedzieć dyrektorce. Chodźmy.
- Może bym się najpierw ubrała? - pytam demonstrując w czym stoję, lecz o dziwo wszystkie moje ubrania z szafy zniknęły. Na szczęście gdy zasypiałam byłam tak zmęczona, że sukienkę zostawiłam na krześle, nadal tak leżała, więc prędko ją ubrałam i pobiegłyśmy do dyrektorki.
- Mamy do pani ważną sprawę! - wołamy waląc do jej pokoju, jest grubo po północy, więc już chyba śpi, ale nie otwiera nam drzwi oraz zaprasza do środka, gdzie streszczamy jej co się stało. Kiwa nam głową i mówi, że koniecznie musi zadzwonić. Wyciąga telefon i idzie do pokoju obok, po chwili wraca.
- Mam złą wiadomość, Sheilo, buntownicy wiedzą, że tu jesteś, mamy więc wśród uczniów buntownika. Przebudzili swoją najgorszą broń, Aregolda. To ten smok z twojego snu, on zrobi wszystko byle by cię znaleźć. Te dziwne istoty to ród Meleki, są w części ludźmi, elfami, smokami i czymś jeszcze, nikt nie wie czym. Oni z kolei chcą cię chronić, to też twoi poddani. Ale wracając do tematu... Aregold jest coraz bliżej, za tydzień będzie w naszej szkole. Musimy się ewakuować, a właściwie ewakuować całą szkołę, bo zabija wszystkich, aby przypadkiem cię nie pominąć, ale nasza szkoła jest przygotowana na takie wypadki i mamy pewne specjalne miejsce, zaczniemy ewakuację, lecz zanim tam pójdziemy znajdziemy zdrajcę. Proszę was dziewczynki, żebyście pobiegły teraz do pokoju i zaczęły się pakować, w swoich pokojach znajdziecie duże walizki. Dla każdej z was po jednej. Biegnijcie. - machnęła ręką i wyszłyśmy.
- To jest straszne, a jednocześnie niesamowite! - wykrzyknęła Adrianne, gdy już byłyśmy na zewnątrz.
- Chyba dla ciebie. Wyobraź sobie, że gdzieś w tych budynkach jest osoba, którym największym marzeniem i rozwiązaniem wszystkich problemów jest twoja śmierć, a no i nie zapominaj, że szuka cię smok, który zabija wszystkich póki nie zabije ciebie. Wtedy zmienisz zdanie, przyrzekam. - mówię do niej.
- No w sumie to tak, wiesz ja sobie nie zdaję w ogóle sprawy z tego, że jesteś królewną... Tak mi dziwnie jak ktoś mówi o twoich poddanych. - wyznaje
- Bo ja się nie zachowuję jak królewna, nie byłam tak wychowana, w sumie to nie byłam prawie wcale wychowywana. - wzdycham, a Hayden obejmuje mnie ramieniem.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Tylko znajdziemy tego buntownika, a zanim to się stanie to któraś z nas będzie zawsze przy tobie żeby cię nikt nie zabił. - Ashlee puszcza do mnie oczko, a ja uśmiecham się do niej.
- Dzięki dziewczyny, co ja bym zrobiła bez was?
- Utopiłabyś się w jeziorze lub pożarłby cię smok. - mówi spokojnie Hayden, śmiejemy się, ale po chwili dociera do mnie, że to przecież prawda.





niedziela, 5 października 2014

7.

Wszystkie jesteśmy już gotowe na dyskotekę. Ja i Adrianne mamy na sobie sukienki, które kupiłyśmy wczoraj, Hayden i Ashlee też wyglądają wspaniale. O 17 Hayden wychodzi mówiąc, że umówiła się z Wayne'm, że nie przyjdzie po nią do naszego pokoju. Po chwili przychodzą Drake, Leo i chłopak, którego jeszcze nie znam.
- Hej, jestem Sheila. - uśmiechnęłam się do niego.
- A ja Bruce. - powiedział podchodząc do Ashlee.
- Idziemy? - zapytał Drake, a my pokiwaliśmy głowami. Z początku szliśmy wszyscy razem, ale potem Bruce z Ashlee nieco zwolnili, a ja i Drake co chwilę przystawaliśmy, ponieważ dyskutowaliśmy na różne tematy i dając argumenty stawaliśmy w miejscu. Po chwili zauważyłam, że Adrianne i Leo są daleko z przodu i wspólnie się z czegoś śmieją. Szturchnęłam Drake'a, który zakrztusił się, ponieważ akurat coś mówił, gdy go walnęłam. Przeprosiłam go śmiejąc się i wskazałam na jego kuzynkę.
- Chyba się polubili. - powiedział.
- Adrianne chyba polubiła go już przy pierwszym spotkaniu. - zaśmiałam się, Drake też się śmieje, 5 minut później jesteśmy pod salą, na której jest dyskoteka, Leo i Adrianne zatrzymują się przed drzwiami i czekają na nas, gdy podchodzimy wchodzą do środka. Ashlee i Bruce znikają nam od razu z oczu, za to widzimy Hayden i Wayne'a, którzy ustalają coś z pozostałymi członkami samorządu, a Leo i Adrianne idą natychmiast na parkiet.
- Może chcesz poznać resztę osób od nas ze szkoły? - pyta Drake.
- Chętnie. - mówię i kiwam głową na znak zgody. Najpierw podchodzimy do trzech dziewczyn bardzo modnie ubranych.
- Sheila to May, Crystal i Zoe.
- Hej księżniczko. Jeśli miałabyś jakiś problem z ciuchami to czekamy na twój sygnał. - mówi urocza brunetka i mruga do mnie okiem, ona chyba ma na imię Zoe.
- Dzięki. Na pewno zapamiętam. - uśmiecham się, a Drake prowadzi mnie już do kolejnej grupy. Stoją tu dziewczyny i chłopacy, którzy są... Interesujący. Zauważam dziewczynę z turkusowymi włosami obok niej stoi chłopak..., a nie to dziewczyna, która z kolei jest całkiem łysa. Niektórzy są obtatułowani inni  nienaturalnie biali, niektórzy bardzo delikatni, a inni patrzą jakby chcieli zabić wzrokiem. Jest tu pełno kontrastów, dostrzegam w tej grupie Ashlee i Bruce'a.
- To jest Sheila. - oznajmia im Drake, a ja słyszę najróżniejsze imiona że wszystkich stron. Chcemy iść dalej, ale po chwili słyszymy Hayden.
- Halo? Proszę o chwilkę uwagi. - mówi do mikrofonu. - Za tydzień odbędą się wybory do samorządu, więc proszę myśleć nad wyborem, ponieważ to te osoby będą nas reprezentować, organizować imprezy szkolne i takie tam, nie będę wam przynudzać. Do jutra wieczorem możecie zgłaszać chęć kandydowania na dane stanowisko. Życzę wam miłej dyskoteki i proszę wszystkich panów żeby zostali dłużej, ponieważ trzeba z wami omówić parę spraw. Bawcie się dobrze. - mówi i odchodzi od mikrofonu. Zastanawiam się nad startem w wyborach, ale nagle słyszę głos za moimi plecami.
- Zatańczysz? - pyta Drake.
- Dobrze, ale uprzedzam, że nie jestem najlepszą tancerką. - mówię z uśmiechem i idziemy na parkiet.
- Tak w ogóle to może mi o sobie coś powiesz, bo w sumie to cię za bardzo nie znam. - proszę Drake'a.
- Dobrze, a co byś chciała wiedzieć?
- Niewiem. Może co lubisz robić? Albo jaki jest twój ulubiony kolor?
- Gram w koszykówkę i maluję. Mój ulubiony kolor to fioletowy, ale taki ciemny. To teraz twoja kolej.
- Zawsze chciałam tańczyć balet, fascynuje mnie to. Jeżeli mój ojczym opłacił prąd i internet to usiłowałam nauczyć się, ale samemu trudno, a jeśli chodzi o kolor to chyba delikatny pomarańczowy. - uśmiecham się, Drake jest wspaniałym tancerzem. Po skończonym tańcu idziemy się czegoś napić.
- Myślisz, że to dobry pomysł żeby startować w wyborach? - pytam.
- Niewiem jak inni, ale ją będę na ciebie głosował. - mruga do mnie okiem.
- No to idę do Hayden, zaraz wracam. - mówię i idę do sceny przy której stoi dziewczyn.
- Hayden chcę zapisać się na wybory.
- Widzisz! Mówiłam ci, że to świetny pomysł, cieszę się, że spróbujesz! Oto formularz, dostarcz go najpóźniej do końca tego tygodnia, ale im dłużej będziesz trzymać tym później wszyscy dowiedzą się, że startujesz. - oznajmia mi
- Dzięki.
- Powodzenia. - uśmiecha się.


------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że ten rozdział jest ciekawy i dość długi. Przepraszam, że nie ma mnie zbyt często, ale pierwszy raz brakuje mi pomysłów.