wtorek, 23 września 2014

6.

Rano budzę się o siódmej choć chętnie pospałabym dłużej, gdy jestem gotowa idę na lekcje. Dzisiejszy dzień jest naprawdę luźny mamy tylko cztery lekcje, obiad, jedną lekcję po obiedzie, a następnie 3 godziny wolnego aż do dyskoteki. Pierwszą moją lekcją jest historia naszego ludu, na której jest ze mną Hayden, śmiejemy się tak, aby nikt nie słyszał. Na przerwie Hayden pokazuje mi siedzibę samorządu szkolnego, jest to duży i miły pokój.
- U nas w szkole do samorządu należy siedem osób. - mówi Hayden i namawia mnie żebym startowała w wyborach. Kolejne dwie lekcje to opanowanie mocy, jest to bardzo ważny przedmiot. Na tej lekcji znów widzę się z Drake'iem. Ostatnia lekcja przed obiadem to coś co mnie zaciekawia, czyli języki starożytnych ludów. To pierwsza lekcja, na której uważam w 100 procentach. Na obiedzie siedzę przy stole z Hayden, Ashlee i Drake'iem, po chwili koło Hayden siada zielonooki blondyn.
- Mam na imię Wayne, jestem zastępcą Hayden w samorządzie. - mówi z uśmiechem.
- Jestem Sheila. - przedstawiam się, ale po tej chwili Wayne już nawet na mnie nie patrzy.
- Musimy omówić parę spraw. - nachyla się do Hayden, a ta wstaje. Wayne jedną ręką bierze ich talerze, a drugą obejmuje Hayden w pasie. Odnoszą talerze i idą do wyjścia w ostatnim momencie kiedy ich widzę Wayne mówi coś troskliwie i całuje Hayden w czoło.
- Są ze sobą już rok, a nikt nigdy nie widział żeby się pocałowali. - mówi Yasmine gryząc kawałek kotleta.
- Czy to takie konieczne Yasmine? Taka jest tradycja w domu Hayden. Pierwszy pocałunek jest po wymianie obrączkami narzeczonych. Hayden bardzo szanuje te ich rodzinne zasady. - mówi Ashlee.
- To bardzo ładnie z jej strony. - stwierdza Adriannne.
- Dlaczego tak robią? - pyta Yasmine.
- Mówią, że aż do ślubu nie wiesz, czy będziesz z tą osobą na zawsze i dlatego całowanie się z kimś to zdrada, bo przyszły mąż, czy przyszła żona są gdzieś przecież na tym świecie i uprzedzając twoje pytanie Yasmine to oni nie uznają rozwodów.
- Ashlee skąd ty tyle o tym wiesz? - jestem pod wrażeniem.
- Kiedyś Hayden mi opowiedziała wszystko. - nagle do stołówki wbiega jakąś rudowłosa dziewczyna.
- Odwołano wszystkie lekcje poobiednie żeby przygotować się do dyskoteki! - krzyczy szczęśliwa, po woli wszyscy kończą obiad i idą się zacząć przygotowywać. Po chwili my też wstajemy i udajemy się do pokoju.

---------------------------------------------------------------
Przepraszam, że dość długo nic nie pisałam, postaram się to nadrobić i mam nadzieję, że podobał ci się ten rozdział.

wtorek, 16 września 2014

Adrianne

Adrianne Walters to dziewczyna, której mocą jest panowanie nad wodą. Ma ona 15 lat, jest życzliwa i lubi pomagać innym w wyborze ubrań, kosmetyków, fryzury itp. Jest bardzo lojalna i nigdy nie zostawi przyjaciół w potrzebie. Można jej zaufać, Adrianne bardzo pomaga osobom, które dopiero co trafiły do akademii, sama zaczęła tam uczęszczać jako 10-latka przez co zawsze jest najmłodsza w swojej grupie.

Hayden

Hayden Weatherby jest wesołą czternastolatką, której mocą jest komtrola pogody oraz umiejętność rozmawiania ze zwierzętami. Hayden jest przewodniczącą samorządu szkolnego. Dziewczyna ta jest miła, radosna i pozytywnie nastawiona, zachowuje się jak niepoprawna optymistka, ale wie kiedy należy zachować powagę i przestać się śmiać. Zna wiele różnych sekretów, ponieważ wzbudza innych zaufanie i nigdy nic nie wygadała.



-------------------------------------------------
Nie mogłam się zdecydować, na którym zdjęciu dziewczyna bardziej przypomina moje wyobrażenia o Hayden, ale według mnie to one są bardzo podobne ;)

5.

Gdy lekcja się kończy wychodzę razem z Drake'iem z klasy, przed którą czekają już Adriannne i Ashlee.
- I jak pierwsza lekcja? - pyta Ashlee.
- Całkiem w porządku. Gdzie jest Hayden?
- Jest przewodniczącą samorządu i mają teraz jakieś zebranie. - informuje Adriannne.
- Cześć kuzynko.
- O hej Drake.
- Pomogłabyś  mi dziś wieczorem z historią ?
- Przepraszam, muszę dziś jechać kupić sobie sukienkę na dyskotekę.
- Jaką dyskotekę? - zapytałam zdziwiona.
- Ach no tak! Czuję jakbyś chodziła do tej szkoły dużo dłużej. Jutro jest dyskoteka, no i nie mam sukienki. Mam przeczucie, że ty też, więc jedziemy razem. - mówi Adrianne.
- Ale ja nie mam pieniędzy, bo wiesz moi rodzice nie żyją i w ogóle...
- Nie martw się, w twojej szafce pierwszego dnia każdego miesiąca pojawia się 300 złotych na drobne wydatki, a że jutro jest 1 to możesz wydać wszystko. - uśmiecha się.
- Za pół godziny urywam się z lekcji i jadę do centrum, mogę was podrzucić. - proponuje Drake.
- Byłoby miło. - mówi Adrianne.
- Tylko bądźcie gotowe, bo nie będę czekał.
- Okey, okey. Chodź Sheila, chyba musimy się przygotować.
Pół godziny później siedzimy już w samochodzie.
- Musimy jeszcze poczekać na mojego kumpla.
- Podobno żadnego czekania?
- Go to nie dotyczy. - uśmiecha się wesoło. Czekamy co najmniej piętnaście minut zanim z trzaskiem wsiada kolega Drake'a.
- Przepraszam, że musieliście czekać. - mówi. - Jestem Leo. - zwraca się do nas.
- Jestem Adrianne, a to Sheila. Drake jest moim kuzynem. - Adrianne zachowuje się nienaturalnie... Czyżby kumpel jej kuzyna spodobał się jej? Uśmiecham się pod nosem. Leo jest szarookim blondynem z rozwianymi włosami, wydaje się miły. Mimo, że Adrianne papla jakieś głupoty to on życzliwe się do niej uśmiecha. Zerkam porozumiewawczo na Drake'a, a on odpowiada mi tym samym. Wsiadamy z samochodu i natychmiast biegniemy z Adrianne do sklepów z ubraniami. Według Adrianne powinnam tym razem mieć białą sukienkę, która będzie ładnie wyglądać z moimi skrzydłami. W końcu Adrianne wybiera dla siebie rozkloszowaną sukienkę na szerokich ramiączkach jest koloru morza, a z dołu wystaje biała falbanka, ja znajduję śnieżnobiałą sukienkę sięgajacą  kawałek przed kolano, jest lekko rozkloszowana, a jednocześnie zwiewna, mam do niej założyć błękitne pantofelki. Wracamy z Adrianne do akademii szczęśliwe z udanych zakupów, gdy docieramy na miejsce jest akurat pora obiadu, więc idziemy na stołówkę. Siadamy przy stole z Hayden i Ashlee. Po chwili podchodzi do nas dziewczyna.
- Mogę?
- Pewnie siadaj. - mówi Hayden klepiąc miejsce koło siebie.
- Jestem Yasmine. - uśmiecha się do mnie.
- A ja Sheila. - po chwili zauważam, że dziewczyna ma na swoim talerzu tylko mięso i fastfoody.
- Zero czegoś zdrowego? - pytam.
- Oh, więc widzisz należę do pewnego zgrupowania, wierzymy, że warzywa, owoce oraz babeczki również mają uczucia, to bez serca je zjadać!
- Dlaczego akurat babeczki ?
- A dlaczego by nie? Babeczki są najbardziej inteligentne że słodyczy.
- Aha. - udaje mi się wykrztusić i nie wybuchnąć śmiechem.
- Przepraszam was. - mówię i wychodzę ze stołówki, na korytarzu już nie muszę się powstrzymywać i śmieję się głośno. Po paru sekundach z pomieszczenia wychodzi Drake.
- Nie jesz obiadu? - pyta zdziwiony. Wtedy opowiadam mu całą historię i śmiejemy się z niej razem.
- Chodźmy na spacer, oprowadzę cię po mieście. - proponuje nagle Drake, a ja nie mam nic przeciwko. Najpierw idziemy do ślicznego parku, który jest na terenie akademii. Następnie Drake pokazuje mi ogólnie miasto, zwiedzamy muzeum historii miasta i wchodzimy na wieżę ratuszową. Na koniec idziemy do miłej kawiarenki, gdzie wypijamy kawę.
- Nie sądziłam, że trafię do takiego miłego miasteczka. - mówię z podziwem, a chłopak tylko się uśmiecha.
- Chciałabyś ze mną iść jutro na dyskotekę? - pyta nagle.
- Dobrze. - mówię, Drake jest miły i wolę iść z nim niż sama.
- Zbliża się siódma, powinniśmy wracać. - chłopak patrzy na zegarek, a ja tylko kiwam głową, płacimy za kawę i wychodzimy. Nagle zaczyna lać deszcz, szybko chowamy się pod drzewo obok, którego akurat byliśmy, co prawda trochę przecieka, ale nie narzekajmy... Po paru chwilach robi mi się strasznie zimno jestem ubrana tylko w letnią sukienkę. Drżę z zimna, Drake widzi to, zdejmuje swoją kurtkę i narzuca mi ją na ramiona, lecz nadal mi zimno. Po chwili chłopak przytula mnie.
- Cieplej? - mruczy mi do ucha, a ja kiwam głową i wysłuchuję się w bicie jego serca, jest takie spokojne. Gdy w końcu przestaje padać docieramy do akademii i natychmiast idę się przebrać. Zakładam dresy i byle jaką koszulkę, a następnie włączam komputer. Wchodzę w internet, tak jak podejrzewałam nie ma wiadomości o moim zniknięciu. Kto miałby to zauważyć? Siedzę przy komputerze do jeszcze godzinę. O 21 biorę szybki prysznic, myję zęby i przebieram się w piżamę. Potem od razu wskakuję do łóżka i momentalnie zasypiam.

-------------------------------------------------
Przepraszam, że wam nie pisałam, ale cóż - brak weny.

poniedziałek, 15 września 2014

Ashlee

Ashlee Kasiloss ma 15 lat, potrafi ona kontrolować ogień jak i sama go tworzyć. Dziewczyna jest bardziej typem buntowniczki niż potulnej owieczki, jeżeli jej się coś nie spodoba z pewnością nie będzie się tego wstydzić, zawsze wyraża swoje zdanie i ma mocny charakter. Jest śmiała i odważna, ale również bardzo wrażliwa. Strasznie polubiła Sheilę.


-----------------------------------------------
Jutro dodam wam Hayden i Adriannę, a jeżeli napiszę dość szybko rozdział to może kogoś jeszcze :)

Sheila

Sheila McGweadon ma 15 lat, potrafi panować nad lodem i śniegiem. Sheila posiada też drugą moc, a mianowicie zatrzymywanie czasu. Dziewczyna prócz swoich mocy ma jeszcze wielkie, pierzaste skrzydła. Jest ona nowa w Mashiaf Academy, lecz już zjednuje sobie innych. Sheila jest zaginioną królewną której poszukują buntownicy, aby ją zabić. Póki co Sheila najbardziej lubi Ashlee. ------------------------------------------------- Trochę o Sheilii, jeśli macie jeszcze jakieś pytania, które jej dotyczą to proszę w komentarzach ;) Co do zdjęcia to jest prawie, idealne co do moich wyobrażeń

sobota, 13 września 2014

4.

Następnego dnia rano idziemy na pierwszą lekcję.
- Musisz iść dalej tym korytarzem, a następnie skręcić w lewo. Potem już z łatwością znajdziesz salę 74. Musisz tam iść. Masz tam zajęcia z opanowania mocy. - objaśnia mi Hayden, a ja kiwam głową.
- Dzięki. - mówię z uśmiechem i chwytam torbę, która wraz ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami była w szafce. - Poradzę sobie. - dopowiadam i odchodzę we wskazanym kierunku. Niestety od początku idzie źle, bo skręcam w zły korytarz i kompletnie się gubię.
- Przepraszam, którędy idzie się do sali numer 74? - pytam pierwszą napotkaną osobę, czyli w tym wypadku czarnowłosego chłopaka.
- Jesteś za pewne nowa? - pyta patrząc na mnie dziwnymi oczami, jedno jest czarne, a drugie fioletowo-niebieskie.
- Czy to tak widać?
- Nie, po prostu zgaduję. - uśmiecha się do mnie. - Jestem Drake.
- A ja Sheila i mam wielką prośbę, a mianowicie, czy pokażesz mi jak dojść do sali numer 74?
- Akurat też mam tam lekcję, więc chodźmy razem. - mówi z uśmiechem.
- Dziekuję i chciałam cię zapytać o coś jeszcze...
- Tak?
- Dlaczego masz jedno oko takie, a drugie takie? Czy to ma związek z twoją mocą? - pytam - Przepraszam, to może być twoja prywatna sprawa... - dodaję po chwili ciszy.
- Nie, spokojnie. To rzeczywiście ma związek z moją mocą. Potrafię wkradać się do snów oraz przewidywać przyszłość. - mówi Drake. - Z kim jesteś w pokoju! - pyta mnie.
- Z Adrianne, Hayden i Ashlee. - znasz je?
- Tak, Adrianne to moja kuzynka. - mówi. - O zobacz tam skręcimy w prawo, potem w lewo i będziemy musieli tylko prosto iść. - kiwam głową, że rozumiem, po chwili już jesteśmy na miejscu.
- Zaraz przyjdę. Muszę jeszcze coś załatwić. - informuje mnie, więc sama wchodzę do klasy. Siedzi tam już pięć osób, nie ma tu ławek, a krzesła są ustawione w kręgu. Siadam na pierwsze wolne miejsce i czekam na rozpoczęcie lekcji, po 5 minutach do klasy wchodzi Drake i siada na krzesło obok mnie, a chwilę potem do klasy wchodzi nauczycielka.
- Dzień dobry. Widzę dziś parę nowych twarzy, więc może na początku opowiem czego będziecie się uczyć na mojej lekcji. Więc tak, ja nazywam się Ellen Henderson i będę was uczyć opanowania mocy. Może dziwicie się, że w tej klasie są osoby mające 13 lat jak i osoby, które mają lat 16, bądź 17 lat, jednak u nas w szkole nie ma czegoś takiego jak wiek, ponieważ niektórzy w tym samym wieku wiedzą o swojej mocy bardzo dużo, inni dopiero rozpoczynają swoją naukę, a jeszcze inni nawet nie odkryli jaką mają moc. Jeżeli tu jesteście to rozumiem, że znacie swoją moc, a może nawet potraficie w miarę nią kierować, jeśli tak to proszę o prezentację o ile waszą mocą nie jest zabijanie dotykiem itp. Zacznijmy od... ciebie. - kieruje palec na dziewczynę z fioletowymi włosami i oczami. - Proszę, imię i moc.
- Mam na imię Venia i potrafię wkradać się do snów oraz zmieniać ich bieg. Oprócz tego mam skrzydła. - dziewczyna wstaje, aby je zaprezentować, są to delikatne różowe skrzydła w kształcie księżycy.
- Dziękuję, następny.
- Jestem Casiop, mam moc kopania prądem. Jeżeli ktoś się zgodzi mogę to na tej osobie pokazać, obiecuję, że będzie delikatnie. - mówi, a po chwili zgłasza się drobna dziewczyna siedząca dwie osoby ode mnie.
- Ja mam moc uzdrawiania, więc i tak raczej nic mi się nie stanie. - uśmiecha się. Po kolei przedstawia się każdy aż kolejka dochodzi do mnie.
- Mam na imię Sheila, moje moce to panowanie nad lodem i śniegiem oraz zatrzymywanie czasu.
- Możesz nam zaprezentować?
- Mogę spróbować, ale nie wiem, czy mi się uda.
- Spróbuj.
- Co najpierw? - pytam.
- Czy mógłabyś zamrozić ten długopis? - nauczycielka wyciąga go w moim kierunku, biorę go do ręki i skupiam się, w klasie robi się cicho, czuję jak moje ręce robią się lodowate, po chwili długopis jest pokryty szronem.
- Może być? - pytam, a pani Henderson bierze przyrząd do ręki.
- A twoja druga moc? Mógałbyś zatrzymać czas i przejść na drugi koniec klasy?
- Postaram się. - mówię i szepczę pod nosem, że czas ma się zatrzymać, wątpię, że mi się uda, lecz gdy podnoszę wzrok, by powiedzieć, że nie mogę wszyscy są zastygli. Idę na drugi koniec klasy i rozkazuję czasowi, aby ruszył.
- Sheilo, czy wiesz kim jesteś? - pyta zdziwiona nauczycielka. A gdy chwilę nic nie mówię ona klęka przede mną. - Jesteś naszą królewną. - mówi, a wszyscy klękają za jej przykładem.
- Proszę, zostań po lekcji, musimy porozmawiać, a tymczasem proszę następną osobę. - oświadcza nauczycielka, następny jest Drake.
- Jestem Drake, czytam w myślach i przewiduję przyszłość. Mogę pani powiedzieć, że właśnie teraz myśli pani o tym, że może Sheila nie jest królewną, gdyż nie pokazała jeszcze skrzydeł. - mówi, nauczycielka zdziwiona na niego patrzy, a ja w tym samym momencie wstaję i rozkładam skrzydła niechcący uderzając nimi parę osób, ponieważ są dość duże, ale na szczęście pokrywają je białe pióra, więc nikogo to raczej nie boli. Pani Henderson patrzy na mnie z otwartymi ustami.
- Kontynuujmy lekcję. - szepcze tak, że ledwo ją słychać, siadam, więc na moim miejscu i zostaję tak już do końca lekcji.

-------------------------------------------------
Podoba się kolejny rozdział? Postaram się dodawać 1 rozdział dziennie lub co dwa dni. Chyba, że będę miała dzień, w który będę MUSIAŁA pisać to mogę dodać więcej niż 1 na dzień :D

3.

- Ale kto to jest Kumzit... Kim jestem? - pytam.
- Kazahaki. Poczekaj. Usiądź wygodnie i obiecaj, że nie będziesz mi przerwać. - mówi, a ją w odpowiedzi kiwam głową.
- Więc zacznijmy od początku. Dawno temu istniał lud, z którego każdy posiadał wyjątkową moc i każdy specjalizował się w czymś innym. Niektórzy potrafili wkraść się do twoich myśli, inni kontrolowali rośliny, czy zwierzęta, byli też tacy, którzy przepowiadali przyszłość, a jeszcze inni zatrzymywali czas lub zajmowali się lodem, czy ogniem. Po pewnym czasie wielu poddanych się buntowało i pytało dlaczego to nie oni rządzą. Postanowili, że rodzina królewska musi zginąć. Co prawda zabili króla i królową, lecz trzy lata temu rozeszła się plotka lub prawda, że para królewska miała dziecko, które ukryto, szacuje się, że teraz królewna ma od 14-16 lat, lecz nie wiadomo ile dokładnie. Teraz buntownicy szukają królewny, ponieważ chcą ją zabić.
- Dlaczego chcą ją zabić? Co ona jedna im zrobi?
- Jest bardzo potężna. Jeśli będzie potrafiła opanować swoje moce pokona ich wszystkich.
- Jakie są jej moce?
- Sheilo... Jeszcze się nie domyśliłaś? Nie opowiadam ci tego bez powodu, to ty jesteś tą królewną!
- Ja? Czyli... O rany! Tyle osób chce mnie zabić... Co ja zrobię?
- Spokojnie. Dasz radę, ale w tej chwili idziesz ze mną. - ciągnie mnie za rękę.
- Gdzie idziemy? - pytam, lecz nie doczekuję się odpowiedzi. Fannie prowadzi mnie po schodach na dół.
- Felix! - krzyczy.
- Czego się drzesz? - zza drzwi, których przed chwilą nie było widać wychodzi brunet, który jest bardzo podobny do Fannie. Jest ubrany w ciemne jeansy i bordową bluzę spod, której wystaje biała koszulka, na nogach ma czarne adidasy.
- Sheila to mój brat Felix. - mówi Fannie.
- Cześć. - nadal nie wiem o co chodzi.
- Miło mi, ale może mi wyjaśnisz siostruniu co się stało?
- Chciałybyśmy żebyś nas zawiózł do Mashiaf Academy. - mówi Fannie.
- Dlaczego? - pyta Felix.
- To ona. - szepcze Fannie, a Felix patrzy na mnie zdziwiony.
- Pakujcie się do samochodu, zaraz się ogarnę i przyjdę do was.
- Ok. - mówi Fannie i ciągnie mnie do garażu siadamy na tylnej kanapie, zapinamy pasy, a po chwili do środka wsiada Felix i odpala samochód.
- No to kierunek Mashiaf Academy!
- A tak właściwie to po co tam jedziemy? - pytam.
- W tej szkole nauczysz się kontrolować swoje umiejętności. No i będziesz tam bezpieczna, gdyż zwykle buntownicy nie posyłają tam swoich dzieci, ale mimo to bądź ostrożna, bo pamiętaj, że jesteś teraz poszukiwana. - mówi Fannie.
- A ty i Felix też tam jesteście?
- Nie, zadaniem naszej rodziny jest opieka nad miastem. Felix zajmuje się zwierzętami w naszym mieście, a ja sprawuję opiekę nad lasem, który rośnie przy naszym domu.
- Ale nie martw się, dasz sobie radę. Po za tym zawsze możesz do nas zadzwonić. - uśmiecha się Felix.
- Dzięki. - mówię. Po 5 godzinach jesteśmy na miejscu.
- Często tak znikacie z domu? - pytam.
- Co masz na myśli? - Felix marszczy brwii.
- No wiecie... Jest już dość późno, a zanim wrócicie do domu to też trochę minie. Wasi rodzice się nie denerwują?
- Sheila powiedz, widziałaś kiedyś naszych rodziców? - pyta uważnie Fannie.
- Czy to znaczy, że... - jestem zdziwiona jakim cudem nikt nie zauważa, że mieszkają sami.
- No wiesz... Jakoś tak samo wyszło, że mieszkamy sami. Rodzice mieli dość tego, że nie sprzątamy, urządzamy imprezy bo i miałam daleko do lasku. Rodzice mieszkają na drugim końcu miasta i przyjeżdżają do nas co sobotę. - kręcę głową z niedowierzaniem, ale po chwili już wszystko rozumiem.
- No to do zobaczenia. - mówię.
- Pa. - odpowiada Felix.
- Jakby coś się działo to dzwoń! - woła Fannie i odjeżdżają, a ja idę w kierunku szkoły.
- Dzień dobry. - mówię do jasnowłosej sekretarki.
- Witam. Oto numer twojego pokoju.
- Skąd pani wiedziała, że nie mam tu pokoju?
- Oh słońce, ja czytam w myślach. - mruga do mnie porozumiewawczo, a ja biorę od niej klucz i wychodzę z tam tąd. Gdy dochodzę do pokoju numer 47 przekręcam klucz w dziurce i wchodzę do środka.
- O hej, jesteś nowa? - pyta mnie czarnowłosa dziewczyna.
- Tak, mam na imię Sheila.
- A ja Adrianne, mieszkają tu jeszcze dwie dziewczyny. - informuje mnie. Adrianne ma błękitne i lekko skośne oczy jak u kota, drobny nosek i ładnie skrojone usta, jej czarne, falowane włosy sięgają do pasa. Ogólnie jest przeciętnego wzrostu i jest szczupła.
- Mam dość duży problem z jedną z nich, gdyż ona zajmuje się ogniem, a ja wodą przez co żadna z nas nie może ćwiczyć w pokoju, bo może przypadkiem zrobić krzywdę drugiej. - opowiada Adrianne, a po chwili do pokoju wpadają dwie dziewczyny.
- Ashlee, Hayden, to Shelia.
- Hej, tak jakby co to ja jestem Ashlee, nie ona. - mówi jedna z dziewczyn z uśmiechem, łatwo się domyślić, że to ona jest tą od ognia. Rude, kręcone włosy, które sięgają jej za łopatki są związane w wysoki kucyk, oczy są czarne i wyjątkowo duże, usta mocno czerwone, zęby nieskazielicie białe, a skóra ma odcień coś między złotym, a miedzianym. Hayden to brunetka o zielonych oczach, w których czają się wesołe iskierki, ma różowawe usta, jest delikatnie spalona, a za uchem ma wpietą różową różę. Jeżeli ktoś myśli, że są różne z wyglądu to co dopiero patrząc na ich styl ubierania się. Ashlee jest ubrana w czarną bluzkę na ramiączkach, czarne rurki z dziurami i czarne botki sięgające jej do połowy łydki. Hayden ma na sobie białą, luźną bluzeczkę, zieloną spódniczkę, popielate rajstopy i ciemnozielone, wyszywane koralikami baleriny, a Adrianne jest ubrana w granatową sukienkę z białymi i błękitnymi wykończeniami układającą się jak morskie fale.
- A ty... Czym się zajmujesz? - pyta Ashlee.
- Lodem i śniegiem. - mówię, celowo nie wspominam o drugim darze, staram się być ostrożna.
- Jest tu taka zasada, że każdy ubiera się tak, aby kojarzyć się z umiejętnością jaką posiada. Musisz zmienić ubranie. - informuje mnie Hayden, a ja w odpowiedzi kiwam głową. Dziewczyny prowadzą mnie do mojej szafki, która rozwija się w szafę i przebieralnię po chwili jestem gotowa. Moje jasne włosy są uczesane w warkocz na boku mam na sobie białą bluzkę i błękitną spódniczkę na nogach mam białe rajstopy i podobnie jak Ashlee botki sięgające do połowy łydki, lecz moje są szare.
- Bez obrazy, ale dopiero teraz wyglądasz jak człowiek. - mówi Ashlee.


---------------------------------------------
Trochę dłuższy jest ten rozdział, ale to nie moja wina, że się rozpisałam.

piątek, 12 września 2014

2.

Widzę osobę bez twarzy, biegnie za mną, a ja jestem już strasznie zmęczona. Nagle ta osoba staje i z szyderczym uśmiechem mówi:
- Już dziś. - nadal się śmieje, a z jej ust wraz ze śmiechem wylewa się krew, która sięga mi już do pasa, w końcu pochłania mnie całą. Wtedy się budzę, jestem cała zalana potem i szybko oddycham. Dziś jest poniedziałek, patrzę na zegarek, który spóźnia się 10 minut i stwierdzam, że wstanę. Idę do łazienki, gdzie dokładnie szczotkuję zęby i biorę prysznic. Ubieram się i prędko wkładam pranie do pralki oraz zabezpieczam ją ręcznikami, ponieważ przecieka. Schodzę do salonu, gdzie rozwalony na kanapie leży ON, cuchnie alkoholem jak prawie zawsze, więc cieszę się, że śpi. Najciszej jak potrafię robię sobie kanapkę do szkoły i jakimś cudem znajduję jabłko, które też biorę, przyrządzam jakieś śniadanie dla NIEGO, stawiam je po cichu na stoliku przy kanapie i szybko wracam do pokoju. Tam po raz ostatni sprawdzam plecak (jak zwykle nie mam zadań domowych, bo ON twierdzi, że powinnam się cieszyć, że chodzę do szkoły, a nie zadania domowe wymyślać) i zakładam cicho buty, a kurtkę biorę w rękę następnie jak najszybciej wychodzę z mieszkania. Na ulicy mimo dość wczesnej godziny panuje harmider. Gdy dochodzę do szkoły, otwieram ciężkie, szklane drzwi i kiwam głową do woźnego, który podejrzliwie na mnie patrzy, kieruję się do mojej klasy.
- Cześć Sheila! - woła do mnie morskooka brunetka, która przeciska się do mnie przez tłum. To moja przyjaciółka.
- Hej Fannie. - witam ją z uśmiechem.
- Jak się spało?
- Całkiem w porządku, ale trochę za krótko.
- Masz całkowitą rację. - ziewa szeroko, ukazując białe zęby.
- Co mamy pierwsze? - pytam, a ona w odpowiedzi rzuca do mnie ćwiczenia z chemii.
- Może zrobiłam chemię?
- Wybacz, ale za długo cię znam Sheila. No i za długo znam twojego Tyrana. - mówi patrząc na mnie wątpiaco, ona jedna zna historię mojego życia. Wyciagam długopis i przepisuję zadania jedno po drugim. Gdy dzwoni dzwonek idziemy do sali nr 26 oraz siadamy w naszych ławkach. Fannie siedzi po mojej prawej stronie, lecz nie siedzimy razem w jednej ławce, ponieważ w naszej klasie jest wiele pojedynczych ławek razem zsuniętych.
- To jest Tristian, proszę przyjmijcie go ciepło. - mówi pani Skindersons, zwykle nie zwracałam uwagi na nowych, lecz po chwili Fannie szturchnęła mnie łokciem.
- Patrz jakie ciacho. - szepcze mi do ucha, a ja podnoszę głowę, chłopak owszem jest przystojny, ale...
- Nie w moim typie. - mówię szeptem do przyjaciółki i ponownie kładę głowę na ławce.
Po skończonych lekcjach żegnam Fannie i kieruję się w kierunku domu. Przekręcam klucz w zamku i otwieram drzwi.
- Czego jesteś tak późno!? - wrzeszczy ON.
- Bo o tej godzinie kończą mi się dziś lekcje.
- Ty głupia cholero! Czego ode mnie wymagasz! Może jeszcze ci obiadek zrobię! Ciesz się, że jeszcze tu mieszkasz! W każdej chwili mogę cię wyrzucić zanim ruszysz palcem! Jesteś okropna! Nikt cię nigdy nie chciał! Nawet twoi rodzice! Wynoś się z tąd! - bierze w rękę miotłę i bierze zamach. Zakrywam twarz rękoma i krzyczę:
- Dość! - czekam na cios, lecz nic się nie dzieje. Powoli zbieram ręce z twarzy i widzę jak ON stoi tuż nade mną z miotłą w dłoni, wszystko wygląda jakby stanął czas. Dotykam GO i natychmiast cofam rękę, gdyż nagle cały pokrywa się lodem. Patrzę przestraszona na moją rękę i wybiegam z domu. Czas znów płynie, a ja biegnę do jedynego miejsca, które mi przychodzi do głowy, czyli domu Fannie. Dzwonię dzwonkiem do drzwi i po chwili staje w nich Fannie.
- Hej Sheila. - mówi nieco zaskoczona. - wypuścił cię z domu? - pyta, lecz po chwili patrzy na moją twarz, zapewne nie potrafię ukryć przed nią moich uczuć, więc prędko zaprasza mnie do środka.
Idziemy z Fannie do jej pokoju, gdzie wszystko jej opowiadam. Przyjaciółka kiwa głową, nagle zamyka oczy i zaczyna coś nucić pod nosem. Po pewnym czasie otwiera oczy, a następnie przerażona na mnie patrzy.
- O co ci chodzi? Co się stało? - pytam
- Sheila właśnie odkryłam kim są twoi rodzice i kim ty jesteś.
- Kim?
- Jesteś... Jesteś...
- No wyduś to z siebie!
- Jesteś Kazahaki...

------------------------------------------------
Mam nadzieję, że spodobał się drugi rozdział :)

1.

Dobrze, a więc zacznijmy od tego, że jestem Sheila McGweadon i moje życie nie jest do końca normalne. Mówiąc dokładnie to jest pogmatwane i pokręcone tak, że sama się w nim nie orientuję.
Po pierwsze nie wiem czyjim jestem dzieckiem. Moje pierwsze wspomnienia są z domu dziecka, potem miałam szczęście, jako 7-latka zostałam adoptowana przez młode małżeństwo, które nie mogło mieć dzieci. Kochałam ich, a oni mnie, lecz gdy miałam 11 lat moje szczęście się skończyło. Mój "tata" wpadł pod samochód, a nam zaczęło braknąć pieniędzy. Żyłyśmy w prawdziwej nędzy, aż znalazł nas ON. ON jest okropny, nienawidził mnie już wtedy, gdy zaproponował "mamie" małżeństwo od razu się zgodziła, lecz podejrzewam, że tak naprawdę go nie kochała. Z początku był dla mnie w miarę miły, lecz w dzień po moich 13 urodzinach moja adopcyjna mama zachorowała. Zmarła miesiąc potem, ON chciał mnie wyrzucić, lecz stwierdził, że się nade mną zlituje, lecz tak naprawdę potrzebował mnie żebym mu sprzątała. Po pewnym czasie zauważył, że nie może mną pomiatać i nieźle się wkurzył. W końcu wymyślił, że jeżeli nie wypełnię swoich obowiązków to albo mnie bił, albo nie mogłam iść do szkoły. Może to wyda się komuś dziwne, że chciałam tak bardzo chodzić do szkoły, lecz tak naprawdę tylko gdy byłam w szkole mogłam odpocząć od NIEGO.
Tak wygląda moje życie do dziś, więc jak widać jest nie zbyt ciekawe, ale to niestety nie koniec... Bo ja nie jestem normalnym człowiekiem. Posiadam skrzydła.


------------------------------------
Mam nadzieję, że pierwsza część ci się spodobała choć może nie jest zbyt długą, ale miało to być jakby wprowadzenie do opowiadania :)

Na początek...

Hej, witam cię serdecznie na moim  blogu. Nie jest to jednak typowy blog, ponieważ od pewnego czasu cierpię na manię pisania, więc tu będę publikować moje opowiadanko. Mam nadzieję, że ci się spodoba i zaczniesz tu dość często zaglądać.
Pierwszy rozdział (?), część (?) postaram dodać się już dziś.