Budzę się roztrzęsiona po koszmarze. Słońce też już wstaje, co oznacza, że moi przyjaciele zaraz się obudzą, muszę się pośpieszyć. Idę do resztek, które wczoraj zostawiliśmy, ale zgodnie z zapowiedzią nic nie znajduję. Burczy mi w brzuchu, mam wyrzuty sumienia, że lecę. Obiecałam Drake'owi, że zostanę, ale umrzemy tu z głodu, a jeśli polecę to jeszcze dziś będą w domu. Nie mogę zmieniać zdania przez jedną, głupią obietnicę. "Ona nie jest głupia..." powtarza cichy głos w mojej głowie. No trudno. Dostrzegam zielonego smoka, to pewnie na nim mam polecieć. Staram się nie zastanawiać nad tym co robię.
- Sheila...
O nie, pewnie przypadkiem go obudziłam.
Idź dalej. Idź dalej. IDŹ DALEJ!
- Tak? - odwracam się. -"Jesteś żałosna."- mówię w myślach sama do siebie.
- Obiecałaś...
- Wiem Drake, ale ja muszę iść.
- Nic nie musisz. - chłopak podchodzi bliżej mnie.
- Drake, proszę cię. To już jest trudne. - cofam się.
- To zostań...
- Odejdź proszę, muszę to zrobić dla nich.
- Ale ja nie dam ci odejść. - uśmiecha się szyderczo.
- Nie jestem twoją zabawką, sama decyduję o swoim losie. - szepczę kręcąc głową po czym rzucam się do biegu. Słyszę, że coś krzyczy i biegnie za mną, ale dobiegam do smoka i wspinam się na jego grzbiet. Lecę w górę, a do oczu napływają mi łzy.
- Przepraszam... - szepczę do przyjaciół, którzy zostali na dole.
Na miejscu wita mnie wysoka dziewczyna w krwistej sukni.
- Witaj królewno. - mówi i wcale nie patrzy jakby zależało jej na mojej śmierci. Pomaga mi zejść ze smoka.
- Najpierw poznasz rodzinę królewską. - oznajmia. Widzę, że wszyscy zachowują się jakby żywcem wzięci ze średniowiecza, są też poubierani w ten sposób. To jest jakby inny świat. Dziwnie czuję się śmierdząca i brudna po tych dniach na pustyni. Odruchowo przeczesuję palcami włosy.
- Przepraszam, czy mogłabym się gdzieś umyć? - pytam moją przewodniczkę.
- Oczywiście, lecz król życzył sobie by najpierw odwiedziła pani salę tronową. - informuje mnie, a ja kiwam głową na znak zgody. Po chwili dochodzimy do odpowiedniej sali.
- Wasza Królewska Mość! Przyjechała królewna. - oznajmia dziewczyna, lecz gdy nikt nie odpowiada wchodzimy do środka, lecz jest tam pusto. Idziemy pod wielkie, pozłacane drzwi.
- Wasza Królewska Mość?
- Chwilkę! - odpowiada głos i słyszymy przyciszone szepty, lecz po chwili ktoś zaczyna krzyczeć.
- Nie mam zamiaru się z nią spotkać! - woła ktoś.
- Synu, pomyśl racjonalnie...
- Nie! I to moje ostatnie słowo.
- Lydio? Jesteś tam słonko?
- Tak tato. - odpowiada moja towarzyszka.
- Pokaż królewnie najpierw jej pokój.
- Dobrze. - krzyczy i wychodzimy na korytarz.
- Najmocniej panią przepraszam.
- W porządku, mogłabyś mówić ni Sheila? - proszę.
- Jasne, ale dlaczego?
- Obie jesteśmy takimi samymi królewnami. Poza tym ty chyba nie chcesz mojej śmierci. - śmieję się.
- Masz rację, to nie jest moje marzenie. Z resztą mojego ojca też nie, on chce należeć do prawdziwego rodu królewskiego, a ty mu to umożliwiasz. - Lydia wzrusza ramionami. W końcu dochodzimy do mojego pokoju.
- Jest piękny. - mówię dotykając kwiatów w wazonie.
- Cieszę się, że ci się podoba. - na twarzy Lydii widnieje piękny rumieniec. - Umyj się, przebierz... Cokolwiek chcesz i będę za pół godziny, jeżeli będzie ci potrzebna służba to zadzwoń tamtym dzwonkiem. - informuje mnie i wychodzi. Myję się i wybieram błękitną sukienkę. Nawet mili są ludzie tu, no oprócz tego księcia. Jak można by tak niewychowanym? Nie mam ochoty brać z nim ślubu, ale nie przesadzajmy... Mógłby się choć przywitać.
Lydia przychodzi idealnie za pół godziny, w ciszy docieramy do sali. Siedzi tam król, królowa i ich syn, który wygląda na maksymalnie 12 lat... Co?
- Oto moja rodzina. Nie będę ci ich przedstawiać, bo mają zbyt wiele imion. A gdzie jest...
- Niestety czuje się dziś bardzo źle. Nie mógł przyjść. - wchodzi jej w słowo ojciec.
- Lydio kochanie oprowadź... Przepraszam, jak się do ciebie zwracać słońce?
- Sheila.
- Kotku, oprowadź Sheilę po pałacu. - prosi królowa mrugając przy tym okiem.
- Dobrze. - Lydia kiwa głową z uśmiechem i wychodzimy. - Przepraszam cię, że było tak nieoficjalnie.
- Nie wychowałam się w pałacu. - uśmiecham się, a ona uderza się ręką w czoło.
- No tak! Chodźmy.
- Gdzie idziemy?
- Do pokoju mojego brata, który nawet cię nie przywitał. Wiesz w ogóle jakie jest twoje pełny tytuł?
- Niestety nie wiedziałam nawet, że mam tytuł. - uśmiecham się, a Lydia mówi:
- Królewna Diana Sarah Nel Blaise I.
- Znasz moje imiona, a rodziny nie?
- No pewnie, ty zawsze wydawałaś mi się bardziej interesująca, dlatego zgłosiłam się żeby cię oprowadzić, a teraz cicho... - przykłada palec do ust i puka. - Nico... Mogę wejść? - krzyczy.
- Mhm... - słyszymy pomruk zza drzwi. Lydia otwiera je szeroko i woła:
- Oto mój brat Nicolas Ethan Aven, który tak miło cię przywitał.
--------------------------------------------------------------
Może ten rozdział też nie był pełen akcji, ale Sheila podjęła decyzję :)
Co myślicie o moim zbuntowanym królewiczu?
Myślę, że królewicz będzie bardzo ciekawą postacią ^__^ I nie martw się, nawet bez wielkiej akcji rozdział jest świetny :3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
fightersofthefuture.blogspot.com
Cieszę się, że ci się podoba ;)
UsuńKiedy kolejny rozdział? Bardzo podoba mi się postać księcia i bardzo chcę go poznać. Nie wiem czy wytrzymam czekanie na następny rozdział :(
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :) wrote-by-book.blogspot.com
Postaram się żeby jutro wstawić ;)
Usuń