sobota, 22 listopada 2014

14.

Następnego dnia budzę się z mocnym postanowieniem: Pójdę do buntowników. Czuję się nie w porządku w stosunku do Drake'a, ale zdenerwował mnie i... No dobrze to jedyny argument, ale zawsze jakiś. Wychodzę z szałasu i widzę Drake'a i Bruce'a, którzy o czymś dyskutują.
- Cześć. - witam się.
- Hej, weź sobie coś do jedzenia. Co prawda śniadanie jest dopiero za godzinę, ale nie jadłaś wczoraj kolacji. - mówi Bruce, a Drake totalnie mnie ignoruje, udaję, że mnie nie obchodzi, ale to jest trudne. Mam nadzieję, że nie zna mnie na tyle, aby rozpoznać kłamstwo.
- Okay, dzięki.
Biorę pierwszą z brzegu rzecz nadającą się do jedzenia i siadam z nią na piasku.
- Co się stało? - nawet nie zauważyłam gdy Hayden do mnie podeszła i usiadła obok.
- Nic.
- Kłamiesz, widzę to. - dziewczyna poważnie patrzy mi w oczy, ale kręcę głową.
- Nawet jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, nie kłam. Uszanuję to.
- Dobrze, przyznaję. Nie jest dobrze. - wzdycham, ale Hayden nie mówi nic w stylu "A nie mówiłam" tylko siedzi cicho obok mnie.
- Czasami, lepiej ustąpić. Bo możesz stracić coś lub kogoś na kim ci bardzo zależy. - Hayden mówi to w sposób jakby sama tego doświadczyła. Po jej policzku leniwie spływa łza, przytulam ją.
- Hej, spokojnie. Będzie dobrze. Wiesz, ja już zadecydowałam. Idę tam.
Widzę jak smutek w jej oczach zamienia się w strach.
- Proszę cię, nie rób tego.
- Denerwujecie mnie. To moje życie i zrobię jak chcę! - krzyczę, jestem pełna złości, biegnę jak zwykle przed siebie, łzy zasłaniają mi widok. Nagle moje ręce łapią inne ręce. Biję na oślep, ale uchwyt jest mocny, powoli moja złość zamienia się w rozpacz i bezradność. Siadam na piasku, przyciągam do siebie kolana, chowam głowę i obejmuję się ramionami.
- Wiem jak się czujesz. - mówi ktoś, nie chcę myśleć nad tym kto to. NIKT nie wie jak się czuję. No dobra, zachowuję się jak zdesperowana nastolatka, z tą różnicą, że mi nie chodzi o błahe rzeczy, lecz o moje życie i przyszłość. Możliwe, że to ostatni dzień mojego życia. No właśnie, dlatego powinnam się uspokoić.
- Już dobrze. - podnoszę głowę i widzę Drake'a. - Myślałam, że się do siebie nie odzywamy. - mówię drwiąco.
- Możesz się do mnie nie odzywać, ale nie wiem, czy zdołasz mnie ignorować. - przytula mnie mocno.
- Puść! Udusisz mnie głupku! - piszczę, ale on sobie nic z tego nie robi.
- Przepraszam cię. Masz rację, to twoja decyzja jak zrobisz. Ja powiedziałem, że ją zaakceptuję, a potem ją kwestionowałem. Nie powinienem.
- W porządku, ale wydaje mi się, że nadal usiłujesz mnie zabić.
- Nie żartuj tak nawet. - szepcze do mnie i całuje mnie.
- Już jutro rozwiążą się nasze wszystkie problemy.
- Wszystkie to chyba przesada. - nadal będę miał największy problem.
- Jaki to problem?
- Ty. - mówi i przyciąga mnie do siebie.
- Jaki masz ze mną problem? - pytam.
- Jeżeli nie zmienisz decyzji to już nigdy cię zobaczę. To mój najważniejszy problem.
- Będą inne dziewczyny. - mówię bez przekonania, a on parska śmiechem.
- Ale kocham ciebie. Prawdziwa miłość nie kończy się nawet po śmierci. - przypomina mi. Wiem, że tak jest. Tym bardziej muszę od razu zacząć o nim zapominać. Wyswobadzam się z jego objeć i idę do Hayden.
- Przepraszam, że tak na ciebie nawrzeszczałam.
- Nie ma sprawy. Każdy ma czasem swój gorszy dzień, a jutro...
- Nie myślmy o tym. - wtrąca się Ashlee. - Wysłałam chłopaków i poszli zapolować na jakieś małe zwierzę. Zrobimy ognisko i takie mini-przyjęcie. Na pamiątkę ostatniego wspólnego wieczoru. Nie wiadomo co się jutro stanie. Możliwe, że umrzemy z głodu, ale podobno i tak jutro skończą się nasze zapasy, więc nie mamy się co martwić. Jutro coś wymyślimy.
Ona naprawdę myśli, że zostanę z nimi. I dobrze, niech będzie szczęśliwa dziś wieczorem. Idę do Yasmine, długo z nią nie rozmawiałam, a chcę się z nią w pewnym sensie pożegnać.
Gdy nadchodzi wieczór wszyscy są szczęśliwi...
No dobrze... Nie będę się oszukiwać, atmosfera jest przygnębiająca. Ashlee i Hayden starają się wszystkich rozweselić, każdy uśmiecha się na ich żarty, lecz jest to wymuszony uśmiech "grzecznościowy", tuż po nim zapada ta sama cisza co przed chwilą.
- No dobra, rozumiem, że jest wam przykro, smutno i może czujecie się winni lub przeciwnie, jesteście wkurzeni, ale to nie powód żeby zachowywać się jak ponuraki! Mieliśmy o wszystkim zapomnieć na ten wieczór i cieszyć się swoją obecnością! - mówi zirytowana Ashlee.
- Spokojnie. - Bruce podchodzi do niej i delikatnie ją przytula, a następnie zabiera ją kawałek dalej, bo nawet ona nie może się powstrzymywać i wybucha płaczem.
- Ona ma rację, zachowujemy się jak na stypie. - Yasmine kieruje rękę na Ashlee. - Może lepiej niech wszyscy idą spać, bo to będzie weselsze. - wzrusza ramionami.
- Ale co my tu możemy robić? - pyta Xavier siadając na ziemi i rzucając kamykiem przed siebie.
- Nic, jesteśmy na gównianej pustyni. - mówi zdenerwowany Averon.
- Jutro się to skończy. - szepczę tak cicho, że tylko słyszy mnie tylko Yasmine, bo siedzi obok mnie. Obejmuje mnie ręką.
- Nie oddamy cię! - woła. - Jesteś naszą królewną! Co za patrioci oddają królewnę wrogowi za wolność?
- Tylko beznadziejni. - kiwa głową Drake.
- Proszę was ni...
- Och, daj spokój Sheila! Zostajesz z nami. - Averon nie daje mi dokończyć.
- Musimy się wyspać żeby jutro ruszyć w drogę. - mówi Xavier.
- Śpijmy dziś tutaj. - proponuje Hayden, a po chwili idą po nasz "ogromny" dobytek do szałasów.
- No chwila... A ja nie mam nic do powiedzenia? - jestem na nich wkurzona. Nie będą decydować za mnie.
- Może szkoda, że od razu z nimi nie poleciałam? - pytam i kładę się z dala od wszystkich. Zamykam oczy, ale przeszkadzają mi ciche szepty dochodzące od Ashlee i Bruce'a. Po chwili słyszę kroki jakiejś osoby, a następnie kolejnej i jeszcze jednej, lecz zaiskam powieki najmocniej jak potrafię.
- Śpisz? - słyszę Drake'a po około dziesięciu minutach.
- Mhm...
- Chyba jednak nie. - obraca mnie w swoim kierunku tak, że Hayden, która przyszła do mnie pierwsza jest za moimi plecami.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - odwracam się do Hayden i udaję, że śpię. Drake chyba w końcu zasnął, bo słyszę jego spokojny oddech. Nagle Hayden otwiera oczy.
- Wybierz dobrze i pamiętaj co mu obiecałaś. - mówi, zamyka oczy i z powrotem wyrównuje się jej oddech. To było przerażające.

--------------------------------------------------------------
Cieszcie się ostatnim spokojnym rozdziałem! W następnym ruszy akcja :D
Nie za dużo piszę o uczuciach Sheilii i Drake'a? Było więcej, ale nie chciałam przesadzać... Zdecydowałam, że czasem (czyt. Prawie zawsze) będę wstawać kawałki codziennie, bo mam ostatnio wieeele pomysłów ;)

3 komentarze:

  1. Nie za dużo, jest idealnie :3 Ja tam czekam na akcję, mimocże takie rozdziały też lubię :D Cieszę się, że masz wenę, oby szybko się nie kończyła! :)

    OdpowiedzUsuń